GRUDZIEŃ 2017, DZIEWIĘTNASTKA

Kolejny rok przepłynął mi przez palce niczym przyjemnie ciepła woda z oceanu. Po raz kolejny robię podsumowanie w ten właśnie dzień, w Wigilie, bo jest to dla mnie od zawsze rodzaj jakiegoś radosnego początku. Kojarzy się z narodzeniem, z rozpoczęciem nowego życia, z niepohamowanym szczęściem... Każdy z tych symboli jest dla mnie jasny, czytelny i przede wszystkim trafia w moje serce dużo mocniej, niż fajerwerki.
Wiele się wydarzyło w tym 2017-tym roku, nie da się zaprzeczyć, że był to dla mnie, jak i dla nas, ogromny przełom, ogromne emocje i natłok małych problemów, które na całe szczęście nie przysłoniły mi codzienności. Kolejny zapowiada się dosyć ciężko, pod znakiem zapytania, nie dlatego, że nie wiem co mnie czeka, ale dlatego, że decyzje, które podjęłam w 2017-tym mają swojego odbicie w 2018-tym roku. Czy się boję? Czasem bardziej, czasem mniej, wiem jednak, że choćby nie wiem co, nie poddam się w swoich działaniach i przetrwam, chociażby po to, by móc sobie pogratulować za okrągłe 365 dni.

Dokładnie rok temu zdecydowałam, że wybiorę studia humanistyczne i szczerze mówiąc jeszcze nie wiem czy tego nie żałuję. Patrząc na to wprost, brzmi to dość negatywnie, ale osoby, które studiują doskonale zrozumieją to zdanie. To ogromne "dziękuję" za otworzenie oczu, za ludzi, których poznałam, za rozwinięcie historii, która jeszcze niedawno była niewielkim okienkiem, za uśmiech wykładowców, za pewnego rodzaju dumę, za chęci, które rodzą się tak niespodziewanie, za rozwój, którego z pewnością mi nie zabraknie... Jednakże jest to również ogromne "nie wiem", bo tak właśnie się czuję gdy pomyślę o sesji. To jest obawa, strach, którego nie jest w stanie przezwyciężyć nawet najlepszy i najsympatyczniejszy wykładowca. Jest to też obowiązek, którego nigdy nie jesteś w stanie spełnić tak w stu procentach...
Jedno wiem na pewno, studia to przekochana przygoda, to przekochane osoby, to ukochana forma rozwoju, ale i paraliżujący stres. Myślę, że za rok będę w stanie powiedzieć trochę więcej i spojrzę na to z zupełnie innej strony.

Dokładnie rok temu myślałam o maturze, którą w tym momencie mam już za sobą. Czy to było takie straszne? Chyba nie. Czy chciałabym to powtórzyć? Zdecydowanie nie! Czy są gorsze egzaminy? Oczywiście, że tak. Chociażby życie.
Nie zdałam rewelacyjnie. Nigdy nawet nie mierzyłam w wysokie wyniki. Chciałam jedynie zdać i móc pójść dalej. Z niektórych wyników byłam dumna, inne mnie rozczarowały, a jeszcze inne zaskoczyły. Właściwie dopiero pracując za granicą zrozumiałam, że ta cała matura to bzdura, a wyniki można sobie o tyłek rozbić.

Praca za granicą, czyli moje wielkie marzenie o wielkim zarobku. Można odhaczyć.
Pewnie kiedy indziej napiszę o tym nieco więcej, bo jest o czym...

No i dokładnie rok temu pisałam o wigilii klasowej, o gronie "bliskich" mi osób, o tym ile wnieśli do mojego życia, ile dla mnie znaczą... Z tego miejsca mogę powiedzieć, że spokojnie mogę o nich zapomnieć, bez żadnych wyrzutów sumienia. Nie było ckliwych pożegnań, bo właściwie nie było żadnych. Nawet głupiego "cześć" nie usłyszałam i nie umiem zdecydować, czy mnie to smuci, czy może jest mi to obojętne. Podchodzę do tego dość neutralnie, bo już wiem co to znaczy mieć przy sobie wyjątkowe osoby i wiem, że oni absolutnie nimi nie byli.
Żałowałam tylko, że niektórym nie powiedziałam na odchodne kilku słów. Nie chodzi mi o niemiłe docinki, a raczej coś od serca....

W 2017 znów zaczęłam pisać. Myślę, że to mówi samo za siebie. Poczułam w sobie tę moc, która nie opuszcza mnie ani na krok. Piszę co się da, kiedy się da i ile mam tylko sił. Często znów uśmiecham się do monitora, tak jak w najlepszych czasach.
W 2018 nie wydam książki, ale być może w 2019 zrobię ten kolejny krok... Oczywiście żartuje. Najważniejsze jest to, by pisać dla siebie, publiczność sama przyjdzie, gdy będzie na to czas.

No i wydarzenie ostatniego miesiąca tak naprawdę. Świeża sprawa. Wyprowadziłam się z mojego rodzinnego domu. Była to decyzja przemyślana od początku, do końca i gdzieś tam zaplanowana w odmętach mojej głowy. Wiedziałam, że zdarzy się to niebawem, zresztą moi rodzice również. Widziałam, że jest im ciężko, mnie też było... Ale nie żałuje. W końcu mogę zapraszać ich na kawę i ciastko, znajomi u mnie przesiadują w dużych ilościach i bez limitu czasowego...
Znaleźliśmy swoje nieduże miejsce na Ziemi, gdzie za zamkniętymi drzwiami jesteśmy nietykalni. Problemy tu nie docierają.

W tamtym roku podziękowałam tak wielu osobom i w tym czuję się jeszcze bardziej zobowiązana...

Dziękuję moim rodzicom za każde ich słowo. Właśnie w tym roku pokazaliście mi jak daleko sięga wasza miłość, jak wiele jesteście mi w stanie dać i jak niewiele wymagacie w zamian.

Dziękuję Ci tato, za to że jesteś niezawodny. Nawet nie umiem opisać słowami jak wiele dla mnie znaczysz i wiem, że wcale byś się za to na mnie nie złościł, bo tą cechę akurat dziedziczę po Tobie. Jeździłeś ze mną na drugi koniec Niemiec, sprawiając, że na każdym kilometrze drogi, w każdej sekundzie podróży, czułam się bezpieczna. Otoczyłeś opieką, okazałeś troskę i poświęciłeś się tylko po to, by mieć pewność, że dotarłam cała i zdrowa.
Twoja mądrość nie raz ratowała mnie z opresji i myślę, że uratuje jeszcze nie jedno moje dzieciątko.
Dziękuję Ci przede wszystkim za wsparcie w moich wyborach i za to, że potrafisz swoim kolegom dumnie powiedzieć, że studiuje filologie polską, jakby to było coś niesamowitego.

Dziękuję Ci mamo za każde dobre słowo, za każdy rodzaj troski jaki mi darujesz. Za ciągłe telefony, za to że nie popadasz w panikę i wierzysz we mnie jakbym była omnibusem. Za to, że poratujesz z największych opresji, że przyjedziesz tylko po to, by wybrać się ze mną na zakupy do Tesco. Za to, że przytulasz mnie za każdym razem, gdy jestem w zasięgu wzroku...
Dziękuję Ci za to jaka jestem, bo nauczyłaś mnie niepohamowanej empatii, ciągłego uśmiechu i szczerej miłości. Każda z tych wartości jest pięknem, które podarowałaś mi nie chcąc nic w zamian.

Dziękuję Ci Maja, że jesteś moją siostrą. Odkąd wróciłam za granicy bardzo się do siebie zbliżyłyśmy i mam nadzieję, że utrzymamy tą relację już zawsze. Ja stałam się nieco cierpliwsza, a wiem, że Ty tego potrzebujesz, a Ty przestałaś mnie odrzucać.
Dziękuję Ci za to, że rozświetlasz mój dzień swoim żartem, uśmiechem i szczerą miłością. Myślę, że przez te wszystkie lata to Ty oberwałaś ode mnie najbardziej, a mimo to, wiem że wskoczyłabyś za mną w ogień bez zastanowienia. Kocham Cię i to się nigdy nie zmieni.

Dziękuję Ci Marcin za to, że udowadniasz mi co dnia, że jesteś tym jedynym. Nie potrzebuje kwiatów, prezentów... Wystarczy mi ta codzienność, w której jesteśmy partnerami.
Dziękuję Ci za to, że zawsze przed wyjściem do pracy przychodzisz mnie pocałować i żegnasz się ze mną. Za to, że robisz mi herbatę nawet jak o to nie proszę. Za to, że oglądasz ze mną seriale, które uważasz za beznadziejne. Za to, że nawet gdy budzisz się wcześniej, otulasz mnie cieplej kołdrą i leżysz obok czekając aż ja otworzę oczy. Za to, że przy Tobie jestem lepsza i chce taka być... Już pisałam to tak wiele razy, ale jesteś moim cudem...

Dziękuję Ci Magda za absolutne wariactwo, które wprowadzasz w moje życie. Za ciągłe emocje, przeżycia i dramaty. Pokazujesz mi świat, o którym nie mam pojęcia i choć powinno nas to dzielić, na każdym kroku mam wrażenie, że to nas poniekąd łączy. Poprzez tolerancję. Nigdy nie usłyszałam od Ciebie, że jestem głupia, lekkomyślna... Raczej zawsze starałaś się być obok, nawet gdy popełniałam straszne błędy, pomagałaś mi wstawać. Dlatego teraz, gdy moje życie jest już poukładane w jakimś stopniu, ja chce dać Ci to wsparcie, które niegdyś ofiarowałaś mi Ty...

Dziękuję Ci Ryba, za to że potrafiłaś mnie tak w sobie "rozkochać" w te trzy miesiące. Już dawno nie czułam się tak zrozumiana, tak doceniona i tak wysłuchana. Są sprawy, o których wiesz tylko Ty, są tematy, na które rozmawiam tylko z Tobą i za to Ci chce podziękować. Za wysłuchanie, za przytulanie i za to, że się przede mną otworzyłaś, że mi ofiarowałaś swoje zaufanie.

Dziękuję Ci Życie, za kolejny wspaniały rok usłany różami i uschniętymi gałęziami. Na wiele spraw otworzyłeś mi oczy, wiele mi podarowałeś, ale i wiele zabrałeś. Nie jestem zła, na Ciebie nigdy, a nawet gdy bywam rozczarowana to gdzieś tak wewnątrz się uśmiecham, bo wiem, że to część jakiegoś boskiego planu.

Dziękuję Ci Boże za to, że istniejesz i że dajesz mi siłę. Nauczyłam się w tym roku, że w każdej chwili mogę z Tobą porozmawiać, że w każdej chwili mogę prosić Cię o pomoc. Bo według średniowiecznych zapisków jesteś ręką, gotową na natychmiastowe podniesienie z najgłębszego dołka. Dziękuję Ci za to, że podsunąłeś mi pod nos TĄ książkę, bym mogła poznać Cię na nowo...

Zawsze uważałam, że dużo lepiej mi się układa w roku, który jest nieparzysty. Właściwie nie wiem dlaczego, ale jakoś bywało, że jest to czas przełomowy. Może to dobrze, bo nikt nie jest w stanie biec przez całe życie, tak to przynajmniej mam chwilę przerwy i czas na oddech. Dlatego ustaliłam sobie, że 2018 rok będzie stateczny, spokojny i ustabilizowany.

Zakochana Złośnica

1 komentarz: