Maj 2018, Dwudziestka dwójka

Po raz kolejny stał w jej drzwiach. Spoglądał na nią zupełnie inaczej, jakby bał się tego co zrobi. Cudownie było widzieć niepewność krążącą w jego oczach, bywała tam rzadko. Nie odzywając się, gestem kazała mu wejść do środka. On również milczał, jakby obawiał się, że powie coś nie tak. Tylko ona zdawała sobie sprawę, że oboje są winni, on znał tylko własną winę, jej była dla niego niczym niewidoczny dym, wyczuwalny, ale niedostrzegalny.
Położyła się na łóżku, w tej samej pozycji, co przed jego przyjściem. Wbiła wzrok w ścianę, leżąc do niego plecami. Wciąż liczyła, że może jeszcze się rozmyśli, że wyjdzie rozumiejąc okazywaną mu niechęć. On jednak stał w drzwiach, bez butów, ale z plecakiem na plecach.
- Czemu nie ma cię w szkole?
- Bo jestem tutaj.
- Nikt cię tu nie zapraszał - złość.
- Myślę, że musimy porozmawiać.
- Nie mamy już o czym Ken, znasz moje zdanie na ten temat - pewność siebie.
- Ale ty mnie nie wysłuchałaś.
- Bo od kilku miesięcy, właściwie od zawsze, powtarzasz to samo. Jest ci przykro, przepraszasz i żałujesz, po czym ponownie wbijasz mi nóż między żebra. Mam tego dość - obojętność.
- To on ci coś nagadał, prawda?
- Nie wiem o kim mówisz, nikogo nie ma - kłamstwo.
- Proszę cię, wysłuchaj mnie.
Usiadła na łóżku spoglądając w jego stronę.
- Mów - litość.
- Kocham cię i nie dam ci tak łatwo odejść. Już tyle razem przeżyliśmy. Wiem, że ty również mnie kochasz, że nie pozwolisz tego zaprzepaścić.

Kocham cię, dlatego musisz ze mną być. Wytrzymałaś te wszystkie kołki, które wbijałem ci w samo serce, więc i to przetrzymasz. Na pewno mnie kochasz, jestem dla ciebie dobry, dlatego będziesz ze mną z litości. 

Brak reakcji z jej strony zachęcił go do tego, by podejść bliżej, by zdjąć plecak, by położyć go na podłodze, a samemu zasiąść na krańcu łóżka. Złapał ją za nogę, pozornie czule, ale ona czuła determinację w tym geście. Jesteś moja. Przesunął ją wyżej, dzięki czemu zaczął się przybliżać.
- IS proszę cię - desperacja w jego głosie doprowadzała ją na skraj cierpliwości, by przepaść w litość.
Przybliżył się jeszcze bardziej, a ona przestałam się opierać. Po prostu sprawdzę.
Widząc jej wyraźny brak oporu zaczął ją dotykać wszędzie, zapominając o wcześniejszym konflikcie. Całował, okazywał czułość, ale nie doprowadzał do szaleństwa. Jej mózg pracował na zdwojonych obrotach, przeliczając prawdopodobieństwo i notując każdą kolejną emocję, która się w niej rodziła po wpływem jego dotyku. Musiała wiedzieć czy go jeszcze kocha, czy choć jej ciało na niego zareaguje. Był tak bardzo blisko. Co rusz kradł buziaki, choć jej usta wręcz piekły od wyrzutów sumienia. W miejscach gdzie przesuwały się jego dłonie czuła ból, jakby ktoś przypalał je zapalniczką, ale nie mogła się wycofać. Musiała w to brnąć, by w końcu poznać prawdę, która nadeszła szybciej niż by się tego spodziewała.
W momencie gdy stali się całością poczuła gule w gardle, a oczy zostały zaatakowane przez łzy. Zacisnęła powieki, by zachować te emocje jedynie dla siebie. Zacisnęła zęby, by móc to bezgłośnie przetrwać...
Ruszał się powoli, z pewnego rodzaju czułością, pozorną. Otaczał ją ramionami i próbował złapać jej wzrok, który błądził w odmętach sufitu. Chciała tak głośno krzyczeć, szarpać się i wyrywać, a trwała bez ruchu czując się zupełnie otępiała. Namiętność zmieszana z pożądaniem kompletnie go pożarły, to mieszanka wybuchowa, dlatego nawet nie zauważył, że nie wykonuję żadnych ruchów i nie wydaje z siebie żadnych dźwięków. Czy tego chciała się dowiedzieć? Przecież już od dawna to wiedziała. Znała jego egoizm najlepiej na świecie.
Uprawiał ze nią seks, choć jej wcale tam nie było. Gdyby nie jej  przyzwolenie, można by było uznać, że zgwałcił ją, ale emocjonalnie. Nie zauważył, nie zajrzał głęboko, by dostrzec ten ból. Po prostu skupił się na czerpaniu przyjemności z jej ciała.
Jeszcze moment... Powtarzała sobie. Wiedziała jednak, że to niczego nie skończy, wręcz przeciwnie. Zacznie się prawdziwe cierpienie, zmieszane z wyrzutami sumienia, a po wszystkim będzie szukała pocieszenia w ramionach innego mężczyzny, ale tylko przez moment. Od zawsze jej ból, był jedynie i tylko jej. Nie dzieliła się nim z nikim, dusząc się powietrzem. Masochistka z zimną krwią.
- Było cudownie, kocham cię - pocałował ją w ramię, a ona jedynie westchnęła. Zwinęła się w niewielką kulkę i oddychała głęboko, zbyt głośno, by nie zauważył, ale i zbyt cicho, żeby zrozumiał - Wszystko w porządku? - zapytał z obowiązku. Nawet nie spojrzał.
- Wynoś się - szepnęła pierwszy raz szczerze. Nie chciała go teraz widzieć, ale wiedziała, że nie wyjdzie szybko, nie po czymś takim - Muszę to wszystko przemyśleć - wyjaśniła uspokajając głos. W te słowa włożyła dużo mniej jadu.
- Ale przecież my... - przerwał zdezorientowany. Wciąż niczego nie rozumiał - Myślałem, że po tym... - ponownie przerwał, pochylając się w moją stronę. Chciał spojrzeć mi głęboko w oczy, ale było już za późno na takie czułości.
- Po prostu proszę cię o to, żebyś wyszedł - powtórzyła wyraźnie, mocno akcentując. Oboje wiedzieli, że to prośba nie była.
Wstał, ubrał się pospiesznie i udał się do przedpokoju. Przytulił ją na pożegnanie, a wzdłuż jej kręgosłupa mimowolnie przeszedł dreszcz obrzydzenia.
- Odezwij się - pocałował ją w policzek i po prostu wyszedł, tak jak go o to prosiła.
Przestała hamować łzy, pozwoliła im zmoczyć całe policzki i koszulkę. Brzydziła się siebie, a to zmiażdżyło ją dużo bardziej niż jakiekolwiek jego słowa.

Zakochana Złośnica

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz