Maj 2016, DZIEWIĄTKA

Ostatnio czułam się zła. Zresztą wciąż się tak czuje. Jakby wszyscy byli winni tego jak jest.
Ale to nie prawda, bo winny jest tylko ten kto nabroił, a w tym wypadku ja.

Depresja Stadium I
Jest późny wieczór, a ja wchodzę do łazienki. Chce się umyć, bo bez tego zdecydowanie nie jestem w stanie zasnąć. W domu panuje cisza, która czai się w ciemnościach, ale ja w ogóle jej nie zauważam. Brnę przez śnieżycę moich myśli i zatapiam się w nich z każdą minutą coraz to bardziej. Niczego konkretnego tam nie szukam, po prostu potrzebuje pobyć sama ze sobą, a to najlepszy sposób.
Zrzucam z siebie wszystkie ubrania i zabieram się za zdejmowanie mojej ukochanej biżuterii. Za każdym razem gdy to robię wspominam. Srebrna bransoletka, która ma aż trzy znaki nieskończoności wysadzone małymi, święcącymi kryształkami. Od Martina. W niektórych miejscach wyraźnie brakuje owych kamyczków. Tak jakby ten przedmiot sprawiający, że o nim pamiętam chciał mi coś przekazać... Chciał mi powiedzieć, że nasza miłość nigdy nie będzie idealna. Będzie pełna kłótni, nerwów, sprzeczności i ciszy, ale zdecydowanie w mniejszym stopniu niż zrozumienia, namiętności i czułości. Jest nieidealna, jak my.
Druga bransoletka jest od Maddie. Jest to prosty łańcuszek, w którego centrum jest piękna śnieżynka również wysadzana małymi kamyczkami. Symbolizuje on zimę, czyli porę roku, w czasie której mam urodziny. Niedaleko śnieżynki znajduje się mała, niewyróżniająca się kropeczka. Czasem mam wrażenie, że to jestem ja. Maddie jest tą dominującą i skupiającą na sobie wzrok śnieżynką, a ja płaską kropeczką, której na pierwszy rzut oka nikt nie zauważa.
Do tego zawsze na nadgarstku mam naszyjnik z medalikiem komunijnym, który przerobiłam na bransoletkę. Nie ściągam go jednak, bo lubię go mieć przy sobie zawsze, nawet podczas kąpieli.
Wtedy napada mnie pewna myśl, a to wszystko za sprawą płaskiego, szklanego kwadratu, który leży na podłodze i kusi. Waga, albo raczej wyrocznia. To nieco śmieszne, że takie urządzenie jest często przyczyną wielu stanów depresyjnych.
- Dawno się nie ważyłam - myślę.
Wtedy do głowy wpada mi (nie) genialny plan! Zrobię to!
Jedna noga, druga... Patrze i mam wrażenie, że nie stoję sama. Rozglądam się. No nie, jestem zdecydowanie tylko ja w tej łazience. Patrze w dół doszukując się jakiejś trzeciej (nie mojej) nogi, bądź worka ziemniaków, który ktoś zostawił w łazience przez przypadek, ale nie.
Moja cała pewność siebie rozpada się. Cegła, po cegle leci w przepaść, a ja nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Postanawiam zejść i nie patrzeć na cyferki, które śmieją się ze mnie.
Koniec fazy pierwszej.

Depresja Stadium II
Widzieliście kiedyś fokę w przebraniu człowieka?
Ja widzę codziennie w lusterku.
- No skacz IS, odważnie! - krzyczy Martin podskakując coraz wyżej na trampolinie. Delikatnie odbijam się od czarnego podłoża, ale praktycznie w ogóle się nie unoszę. Próbuję się go złapać, ale on zdaje się nie reagować na moje błagalne próby utrzymania równowagi, a wręcz nakręca się jeszcze bardziej.
- Bałwanie stój! - krzyczę patrząc na niego uważnie, by w razie gdyby się obraził zgnieść go całym moim otłuszczonym ciałem, ale nic takiego się nie dzieje. Zaczyna się śmiać i w końcu staje w miejscu. Trzymam się go kurczowo i powoli zaczynam się odpychać, a w rezultacie unosić.
- No widzisz, to nie takie trudne - oznajmia pan i władca trampoliny i znów robi swoje popisowe akrobację, a właściwie gra w grę "Kto skoczy wyżej" sam. Znów tracę równowagę, ale skaczę już odważniej.
Po dziesięciu minutach bawimy się w najlepsze, jak dwa małe przedszkolaki. On skaczę, a ja siedzę po turecku i również podskakuje. Udaje, że medytuje aż tak mocno, że zaczynam się unosić. Śmiejemy się głośno, DO CZASU.
- O ja! Masz tu dziurkę między nogami - oświadcza mój mężczyzna. O dziwo się nie śmieje.
Spoglądam w pokazane miejsce i nie mogę uwierzyć. Podarłam moje ukochane spodnie!
Koniec fazy drugiej.

Depresja Stadium III
Maj to czas matur, więc wiążę się to z tym, że pozostałe klasy mają wolne od szkoły. Ponieważ jest w III klasie technikum, egzamin dojrzałości będę pisać za rok, z czego jestem niezmiernie uszczęśliwiona. No i mówiąc prosto, mam wolne przez cały tydzień
Wolne dni zwiastują porządki. Moja szafa z ubraniami woła o pomstę do nieba, a ja skrupulatnie to ignorowałam. No, ale w grudniu skończyłam osiemnaście lat i nie mogę się już zachowywać jak małe
dziecko, więc postanowiłam zachować się jak dorosły!
Odpaliłam film, poszłam sobie zrobić herbatę, wypiłam ją, przeglądnęłam pięćset razy Facebook'a (bo przecież w ciągu 5 sekund mogło się coś zmienić), starłam kurze na komodzie, sprawdziłam osiem razy czy wszystkie książki stoją na półce równo, zjadłam kawałek szarlotki, rozpakowałam zmywarkę, umyłam ręce (bo od nic nie robienia też się brudzą), a no i jeszcze przemyłam czyste buty, tak na wszelki wypadek.
No i po tych kilku godzinach dorosłości, ubrałam zbroję i postanowiłam ruszyć na pole walki.
Wojowałam mieczem dość długo, bo nie każdy uczestnik przyjął do wiadomości, że wojna się skończyła i nie trzeba się bronić.
Z dolnymi półkami wygrałam, a wtedy przyszedł czas na górną. Ubrania letnie.
Dlaczego grubaski nie lubią lata? Bo ściągają wyszczuplającą bieliznę, obciskające (trzymające w ryzach tłuszcz) dżinsy i zauważają, że to wcale nie znikło. Najgorsze jest uczucie, gdy w połowie lata zaczynasz rozumieć, że leżąc na słońcu wcale nie wypalasz tkanki tłuszczowej.
No więc zaczęło się mierzenie - dołowanie.
- Mamo, patrz te spodnie są jeszcze dobre - krzyczę z pokoju i powoli, małymi kroczkami wtaczam się do kuchni z lekką obawą, że owe spodnie zaraz pękną z przeciążenia.
- Skarbie, lekko cię obciskają - oznajmia czule - Ale założysz je raz czy dwa i się rozciągną, bo z tego co pamiętam to są niedawno wyprane - nie żebym nie nosiła ich z półtora roku temu.
- No nie wierze! Te też są na mnie dobre! - mówię sama do siebie przeglądając się w wielkim lustrze w przedpokoju.
- A to nie te, które były na ciebie za duże ? - mama powinna kochać i wspierać, nie?
- Mia możesz sobie wziąć ten kombinezon, bo chyba za bardzo mnie obciska - mówię do siostry, czując się jak baleron otaczany sznurkiem.
- O ja! Super! Dzięki - chociaż jedna osoba jest szczęśliwa z tego powodu, że wyraźnie przytyłam.
- Myślisz, że fajnie by to wyglądało z dżinsową kurtką? - papla Mia, a ja wciskam się w kolejną parę spodenek - O matko! Zrobił ci się rów, ale z przodu! - wybucha śmiechem. Podchodzę do lustra i zaczynam rozumieć dlaczego jest taka rozbawiona.
- Ale jestem gruba! - mówię sama do siebie, nie dowierzając do końca.
- To trzeba iść na siłownie - mądrości Mii.
Koniec fazy trzeciej.

Choroba się rozwija błyskawicznie.              prawda.
Szanse na wyzdrowienie.                               brak.
Wsparcie rodziny.                                           brak.

Zakochana Złośnica

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz