Tak naprawdę nikt, nic o mnie nie wie. Nawet ja siebie nie znam. To przerażające, że czasem jestem zaskoczona swoimi decyzjami. W około mnie wciąż słyszę, że nie wiem co robię, że nie potrafię kierować swoim życiem, że szukam nie wiadomo czego, a sama nie daje nic od siebie, że wciąż się użalam nad sobą, że narzekam jak stara baba, że płaczę jak małe dziecko z byle powodu, że nic nie robię tylko ciągle czytam, że jestem chamska i niemiła, że ranię wszystkich dookoła… Zawsze się bronię. Wymyślam niedorzeczne argumenty, by tylko pokazać drugiej osobie, że tak nie jest. Po co? Jaki mam w tym cel? Sama nie wiem. Może po prostu boję się, że ktoś pomyśli o mnie źle.
Tak naprawdę jestem zwykłą aktorką, która niedawno ukończyła studia na dobrej uczelni. Dostała pierwszą rolę i wkładała w nią całe serce. Miała w sobie dużo talentu, który z każdym dniem rozwijała się coraz bardziej.
Kłamie bez zająknięcia.
Wyznaje gorącą miłość choć jej serce bije w normalnym tempie.
Krzyczy choć wcale nie ma na to ochoty.
Nienawidzi choć wciąż kocha.
Płaczę choć tak naprawdę nie ma powodu.
Ucieka przed problemami choć nie musi.
Reżyserem jest każdy człowiek stąpający po Ziemi. Poznaje ją i mówi jak ma grać, jaka ma być, jak ma postępować i czego od niej oczekuje. Kroczy wciąż za nią i obserwuje każdy jej ruch, by przy pomyłkach móc na nią krzyknąć.
Scenarzyści to osoby najbliższe. To właśnie oni za wszelką cenę chcą wyznaczyć odpowiednią drogę podążania. Co rusz coś zmieniają i kreślą. Dużo się kłócą i nie mogą dojść do kompromisu.
A filmem, wielką ekranizacją, jest moje życie.
Tak naprawdę jestem w stanie zagrać każdego. Jestem w stanie zbudować w sobie tyle barier ile będzie trzeba. Wznieść tyle murów na ile pozwolą mi siły.
Mogę być jędzą, mogę być szmatą, mogę być kochającą żoną, ale i kochanką, mogę być złodziejką, mogę być wrzeszczącą nastolatką, mogę być histeryczką… Szkoda tylko, że nie potrafię być sobą.
W moim życiu było kilku facetów. Jedni byli na poważnie i na dłużej, inni stanowili tło dotychczasowego życia. Oczywiście od razu można domyśleć się których było więcej. Może to dlatego, że według horoskopu celtyckiego jestem drzewem jabłonią, a one lubią bardzo romansować? Jabłonią był również Adam Mickiewicz, ale nigdy nie zagłębiałam się w historię jego kochanek. To przykre, że o człowieku, który napisał epopeje narodową wiemy jedynie tyle, że był sławnym i zdolnym pisarzem. Pani na języku polskim opowiadała nam, że na zwykłych spotkaniach potrafił mówić wierszem na zawołanie, a co najlepsze wymyślał to na bieżąco. Już mogę stwierdzić, że ja nie jestem taka uzdolniona, ale skoro jesteśmy jednym drzewem to coś nas musi łączyć. Może to ta miłość do pisania?
Kilka dni temu siedziałam w wannie. Otaczała mnie pachnąca piana, a moje ciało pieściła gorąca woda. Wzdychałam co rusz z nieznanego mi powodu. Oparłam się wygodnie i zamknęłam oczy chcąc choć przez chwile poczuć się jak egipska księżniczka. Potrzebowałam odprężenia i relaksu. Po walkach jakie stoczyłam z nauczycielami o dobre oceny w końcu mogłam sobie pogratulować. Udało mi się wywalczyć pasek, ale nie taki na tyłku tylko na świadectwie. Mina mojej mamy gdy jej o tym powiedziałam była bezcenna. Od razu mnie przygarnęła i wycałowała moje pucołowate poliki. Była szczęśliwsza ode mnie. Choć dla mnie ważniejsze było to, że czułam, że jest ze mnie dumna. To właśnie takie wybuchy radości najbliższych dają mi siłę na parcie do przodu, na zdobywanie kolejnych twierdz i przeciwstawianiu się pechowi.
Wtorek był dla mnie dniem wolnym i zdecydowanie mi się należał.
Mój chłopak. Mój mężczyzna. Mój wybranek. Mój ukochany. Mój jedyny...
Nazywać go możemy na wiele sposobów, ale żaden z nich nie odzwierciedla tego kim faktycznie dla nas jest. Może być moim facetem na chwile. Może być moim ukochanym na zawsze. Może być moim chłopakiem na pokaz. No i może być moim mężczyzną z samochodem. Tak na prawdę liczy się to co jest po określeniu jego osoby. Jakaś cecha, zachowanie, przyzwyczajenie albo po prostu nasze odczucia względem niego. To tworzy naszego mężczyznę, chłopaka, ukochanego, jedynego i tak dalej...
- Jaki on jest? - zapytała mnie kilka dni temu Maddie, dziewczyna która jest dla mnie wszystkim, i na której pocieszenie mogę liczyć zawsze nie patrząc na dzień ani godzinę.
- Kto? - byłam tak zamyślona, że odcięłam się od rzeczywistości. Czasem już tak mam. Gdy panuje w około mnie cisza, odpływam w nieznane mi ani nikomu lądy. Dlatego też gdy jeżdżę autobusem zakładam słuchawki i narzucam mojemu mózgowi dudniącą muzykę. Bo w końcu chce dotrzeć do szkoły i absolutnie się nie spóźnić.
- No Ken, jaki jest? - sprecyzowała wciąż wpatrując się w swój ukochany telefon, drugą rękę, bratnią duszę...
- Jest miły, lubię go - powiedziałam najbardziej idiotyczne zdanie w dziejach idiotycznych zdań. Spojrzała a mnie w końcu odwracając uwagę od swojego telefonu i uniosła brwi zaskoczona, a może zdziwiona? Patrzyła na mnie jak na dziewczynę, która przybiegła do niej w poszarpanej sukience i zaczęła krzyczeć "Pani ja ze wsi, a tu tyle traktorów, że jo nie wiem jok mom wrócić".
- Jesteś z nim już półtora roku, dzielisz się z nim dosłownie wszystkim, nawet kebabem, a do tego wszystkiego zaprosiłaś go do domu i ty mówisz, że go lubisz?! - jęknęła przeciągle i westchnęła załamana. Przecież to nie moja wina, że jestem pokręcona i nie wiem czego chce, prawda?
- No on po prostu mnie fascynuje... No wiesz, jego postawa i zachowanie... Chciałabym wiedzieć co siedzi tam wewnątrz niego i skłania go do takich decyzji - odpowiedziałam w końcu bez szczególnej składni. Zdarzało mi się jąkać i mówić bez jakiegokolwiek sensu oraz często się przejęzyczam, bardzo często, ale odkąd zauważyłam, że otaczającym mnie ludziom to nie przeszkadza, przestałam się tym przejmować.
- Po co ty się bawisz w jakiegoś pieprzonego psychologa do cholery?! Przecież ty masz swoje życie, swoje problemy i swoje dziwactwa nie musisz zajmować się jeszcze jego... - czy ja usłyszałam w jej głosie politowanie?! - Nie wiem po co ty się z nim zadajesz IS... Od takich to trzeba się trzymać z daleka, bo nigdy nie wiesz kiedy wpadną na genialny pomysł zamordowania cię - dodała kończąc swoją jakże pomocną przemowę.
- Przestań już tak po nim jeździć... On mnie pokochał taką jaka jestem i to się liczy - zakończyłam temat klepiąc się w uda. Złapałam w dłoń pojemnik z chłodną herbatą z "Bubble Tea" i upiłam nieduży łyk. Czarna z wiśniami i liczi... Mniam! Oparłam się i podciągnęłam nogi rozkoszując się promieniami słonecznymi grzejącymi moje gołe łydki. To i tak cud, że je pokazałam, choć w sumie są chyba jedyną częścią ciała, której nie uważam za grubą.
- A pamiętasz jak kłócił się ze mną, po czym jak ty próbowałaś nas uspokoić zwyzywał cię i obraził się na CIEBIE na kilka godzin? - zapytała retorycznie. Kiwnęłam głową zrezygnowana i zawiedziona tym, że dalej wałkujemy ten temat - I dalej twierdzisz, że cię kocha?! Przecież on na każdym kroku chce cię ulepić tak by JEMU było wygodnie! - wciąż wrzeszczała na tyle głośno, że przechodnie oglądali się za nami. Niestety Maddie ma jedną dominującą wadę, a mianowicie jest bardzo, bardzo, ale na prawdę bardzo nerwowa. Wystarczy ją szturchnąć za mocno, a ona już wybucha niczym bomba atomowa tyle, że bez ostrzeżenia. Użeram się z tym od kilku lat. Może dlatego jak ją poznałam w podstawówce tak bardzo jej nie lubiłam. Wydawała mi się taka niemiła i cholernie idealna. Dobre oceny, masa przyjaciół, cudowni rodzice, sympatia, którą darzyli ją ludzie... A może po prostu dlatego, że potrafiła tak dobrze grać kogoś kim nie jest, a ja byłam w tym kiepska.
- Rzuć go - dodała nieco spokojniej nadal wbijając we mnie te swoje zielono-niebiesko-szare ślepia. Wzruszyłam ramionami z bezradności i utkwiłam wzrok w czymś bardzo odległym. Nie byłam pewna co to było, choć kształtem i nieco kolorem przypominało wiewiórkę. TĄ wiewiórkę, atrakcje naszego Podwisłocza. Przypomniałam sobie jak kiedyś Ken chciał ją sfotografować, ale ona jest na tyle dzika, że wciąż mu uciekła. Przeklinał pod nosem i biegał za nią z telefonem wygłupiając się jak małe dziecko. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi...
- Widzę, że ci nie przegadam - zakończyła swój monolog, który miał mnie najwidoczniej zmotywować. Wiedziałam, że oni wszyscy mają rację. Maddie, mama, tata, ciocia Anna i babcia Lucia, ale ja tak bardzo nie umiem...
Krótko obcięta blondynka wstała niepostrzeżenie i zaczęła zbierać porozwalane po ławce rzeczy. Patrzyłam na nią jak zaczarowana czekając na zdanie wyjaśnienia.
- Nie mów, że się obraziłaś... - szepnęłam poddenerwowana. Nienawidzę jak ktoś manipulacją emocjonalną próbuje na mnie wymusić jakieś reakcje. A jednak wciąż to znosisz ze spuszczoną głową... Szeptała moja podświadomość, ale z racji tego, że nie mogłam się teraz zamyślać postanowiłam to zignorować.
- Nieee- przeciągnęła trochę zbyt sarkastycznie jak na nią - Zrobisz co zechcesz IS, a ja i tak w każdej chwili przyjadę do ciebie z kartonem chusteczek i będę głaskać twoją szlochającą głowę - westchnęła, ale nie dlatego, że to miał być jej obowiązek. To było zmartwione westchnienie - Chodźmy na wały, wszyscy na nas czekają - powiedziała już nieco weselej. Odezwał się w niej ten dobrze mi znany głód alkoholowy...
Zabrałam pozostałości mojej herbaty i siorbiąc ją może trochę zbyt głośno szłam ramię w ramię z Maddie słuchając jej paplaniny o Max'ie cudownym chłopaku...
Wały. Miejsce gdzie w piątek cała młodzież z mojego miasta schodzi się tylko po to by móc zatopić usta w zimnym piwie. Ostatnimi czasy bywam tam często, ale to tylko dlatego, że moi znajomi lubią tam przebywać, a ja lubię moich znajomych. Westchnęłam głośno zaciskając w dłoniach zimną puszkę z gorzkim piwem. Od czasu do czasu wylewałam trochę zawartości aluminiowego opakowania w krzaki, tak by nikt nic nie zauważył. Po pół godzinie oglądania pijanych młodych ludzi mam szczerze dość. Z tego co słyszę to między nastolatkami buszują policjanci w cywilu, ale wcale mnie to nie przeraża, bo prawie nic nie wypiłam. Wszyscy na około wykrzykują co jakiś czas "kijanki" i są z siebie niezwykle dumni, a później następuje dość głośny szum spowodowany tym, że większość zgromadzonych chowa swoje trunki bojąc się, że strażnik porządku mógłby wylać napój szczęścia. Niektórzy zachowują się tak jakby alkohol był ich największym skarbem, którego trzeba bronić za wszelką cenę, są to zazwyczaj gówniarze z gimnazjum, którzy albo są tu pierwszy raz, albo są nowi w swoim towarzystwie. Cała reszta ma w dalekim poważaniu "przerażającą" kontrolę policjantów.
- Ej IS chodź z nami do sklepu, bo masz dużą torbę - woła mnie Caro, jedna z dziewczyn która jest w stanie zrobić wszystko, dosłownie wszystko dla butelki piwa. To właśnie denerwuje mnie najbardziej! Jak można wymagać od dziewczyn, które mają trochę większą niż przeciętnie torbę, że będą nosić cały alkohol z uśmiechem na ustach?
- Nigdzie nie idę, zimno mi - warczę może trochę zbyt agresywnie niż bym chciała. Odwracam głowę i skupiam się na zaciemnionej przestrzeni. Centralnie przede mną jest duży plac, takie zarośnięte trawą wgłębienie pomiędzy niskimi górkami, czyli po prostu wałami. Rośnie tam kilka drzew, ale nie jeden koło drugiego tylko raczej są one porozrzucane. Maddie nazywa to "sikalnią". Chyba już wiadomo do czego tutaj służy ten kawałek zieleni.
Dostrzegam jakąś postać, która jedną dłonią opiera się o drzewo, a drugą gmera sobie w spodniach. Od razu czuje jak mój żołądek robi przewrotkę chcąc zmusić mnie do zwrócenia jego zawartości. Zasłaniam usta dłonią i wybałuszam oczy zaskoczona.
- Czy on... - szepcze z obrzydzeniem sama do siebie i rozglądam się na boki szukając przyjaciółki. Niestety nigdzie jej nie dostrzegam, co jest dla mnie jasnym sygnałem, że wzięła swoją ogromną torbę i poszła z Caro po "dostawę". Wzrokiem w tłumie nieznanych mi chłopaków dostrzegam Matt'a, chłopaka Caro. Dogadujemy się... A przy najmniej kiedyś się dogadywaliśmy, nawet za bardzo...
- Matt nie uwierzysz! - krzyczę, a on od razu odwraca się słysząc mój przerażony ton. Podchodzi i zgrabnie aczkolwiek po męsku siada obok mnie na betonie - On sobie... Fuj! - mówię zasłaniając oczy. Słyszę jak brunet rechocze i czuje jak jego ramie ociera się o moje.
- Może zobaczył jakąś super laskę i wiesz... - przerwałam mu natychmiast wydając z siebie okrzyk obrzydzenia - oj przestań! To naturalne, że ludzie się czasem ma....
- Masakra! Ale się kłóciłam z tą uparta baba! - przerwała mu Caro wdrapując się na górkę. Siada obok swojego ukochanego chłopaka i obdarowuje jego policzek suchym i niezwykle szybkim całusem- Pokazuje jej paszport, a ona do mnie, ze mi nie sprzeda, bo nie mam dowodu! - wykrzykuje zdenerwowana wciąż nerwowo zatrudniając rdzawa grzywkę z czoła.
- Fascynujące- szepcze pod nosem zła bez powodu. Patrzą na mnie obydwoje, a ja czuje, że moje policzki przybierają kolor świeżej róży, które na walentynki wręcza się dziewczyną - Zobaczę co u Maddie- mówię szybko chcąc uciec, ale przy podnoszeniu się nie do końca wiem z jakiego powodu z powrotem upadam. Łapie mnie Matt, a ja dziękuję mi skinieniem głowy i umykam najszybciej jak potrafię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz